Jeśli Donald Trump już jako prezydent wcieli w życie swoje obietnice wyborcze, zwłaszcza w zakresie ochrony środowiska, może to mieć ogromne skutki także dla całej UE. Konsekwencje nie ominą również sektora kolejowego.
W trakcie gorącej kampanii wyborczej Donald Trump zapowiadał, że będzie dążył do obniżenia cen energii dla mieszkańców i przedsiębiorstw, a stanie się to przede wszystkim przez zerwanie z polityką klimatyczną administracji Joe Bidena. Jeśli to się stanie, USA zaczną dynamicznie inwestować w konwencjonalną energetykę, zwiększając zwłaszcza wydobycie gazu i ropy naftowej. Wtedy oznaczać to też będzie koniec preferencji dla „zielonej energetyki”.
Eksperci ze Stanów Zjednoczonych i Europy nie mają wątpliwości, że jeśli rzeczywiście Trump będzie realizował taki program, to Unia Europejska będzie musiała nie tyle zrewidować Zielony Ład, co po prostu znieść wiele jego zapisów, które dławią unijne przedsiębiorstwa i społeczeństwa krajów członkowskich. Wyjścia nie będzie, bo w innym przypadku UE zwyczajnie padnie pod naciskiem amerykańskiej gospodarki, która będzie korzystać z tanich nośników energii. Teoretycznie Komisja Europejska, eurodeputowani, rządy krajów członkowskich mogą upierać się przy utrzymaniu Zielonego Ładu, ale jak firmy zaczną masowo bankrutować, a ludzie tracić pracę i biednieć, to politycy szybko zmienią zdanie w trosce o utrzymanie swojej władzy. Mrzonkami, rojeniami można nazwać opinie niektórych „obrońców planety”, że UE może nałożyć w takiej sytuacji cła ochronne na ”brudne” towary amerykańskie, gdyż Unia nie jest w stanie wygrać takiej wojny handlowej z USA. Tym bardziej, że takie same cła trzeba by nałożyć na Chiny, a w starciu z takimi dwiema potęgami tym bardziej czekałaby nas gigantyczna klęska. Unijne elity są tego świadome, skoro część polityków już teraz mówi choćby o większym otwarciu UE na import surowców energetycznych z USA.
Co z koleją?
Jeśli ziści się scenariusz diametralnej zmiany polityki klimatycznej UE, to co będzie to oznaczało dla sektora kolejowego? Pozytywny byłby na pewno spadek cen energii i paliwa trakcyjnego, co natychmiast przełożyłoby się na obniżkę kosztów przewoźników kolejowych. Wtedy spadłyby ceny biletów pasażerskich i kosztów przewozów ładunków. Oczywiście, podobne korzyści dotyczyłyby też sektora drogowego, więc nie wpłynęłoby na podniesienie konkurencyjności kolei, zwłaszcza w sektorze towarowym.
Trzeba się też liczyć z tym, że na kolei spadnie zainteresowanie wdrażaniem niektórych nowych technologii, oczywiście tych najdroższych. Takich jak napęd wodorowy, który dopiero raczkuje i wymaga wielu lat badań i wielu miliardów euro w celu wdrożenia innowacyjnych technologii magazynowania, przesyłania i spalania wodoru. Na pewno nie zniknie w takich warunkach zainteresowanie rozwiązaniami, które poprawią efektywność energetyczną na kolei przy wykorzystaniu energii konwencjonalnej, bo takie działania były prowadzone od początku istnienia kolei. Nie znikną też z kolei instalacje OZE, bo w wielu miejscach są one i będą opłacalne nawet wtedy, gdy ograniczone zostaną dotacje dla energetyki wiatrowej czy solarnej.
Odejście od najbardziej restrykcyjnych zasad Zielonego Ładu przełożyć się powinno ponadto na obniżkę kosztów produkcji taboru kolejowego choćby poprzez zmniejszenie obciążeń finansowych nakładanych na sektory metalowy, elektromaszynowy które są jednymi z głównych dostawców materiałów i urządzeń służących do produkcji lokomotyw i wagonów.
Oczywistym jest, że UE będzie chciała obronić jak najwięcej z Zielonego Ładu, zmiany będą wprowadzane powoli, powoli też ich skutki odczuje kolej. Chyba, że sytuacja gospodarcza UE – która i tak nie jest dobra – szybko zacznie się pogarszać na skutek amerykańskiej polityki. Wtedy na półśrodki nie będzie czasu.