Od wielu dni w mediach jest gorąco nie tylko ze względu na panujące temperatury, ale również z powodu kwestii dojazdu uczestników festiwalu Pol’and’Rock na miejsce wydarzenia. Przedstawiciel organizatorów w swoich wypowiedziach nie przebiera w słowach pod adresem przewoźników kolejowych. Pytanie, czy jest to tylko kwestia polityczna i chęć zrobienia czarnego PR, czy jednak chodzi o kwestie ekonomiczne?
Organizatorzy wydarzenia na każdym kroku zapewniają, że jest to najpiękniejszy i najbezpieczniejszy festiwal świata, a uczestnicy wydarzenia przybywają pod flagą wolności i równości na kostrzyńskie pola, by przeżyć tam kilka niezapomnianych dni. Nie nam oceniać pobudki jakie towarzyszą uczestnikom. Skupmy się na fakcie, że 250 tys. uczestników (wg. policji tyle osób uczestniczyło w festiwalu w 2018 roku) z całego kraju i ze świata, potrzebuje dotrzeć na miejsce wydarzenia. Do tej pory znaczna część tych osób przybywała dzięki specjalnie przygotowanym pociągom w ofercie MusicREGIO organizowanym przez Przewozy Regionalne.
W tym roku przewoźnik nie zdecydował się na kontynuowanie oferty, tłumacząc to ograniczeniem kosztów przez dostosowanie wielkości posiadanej rezerwy taborowej do potrzeb zamawiających, czyli samorządów wojewódzkich. Kolejnym istotnym czynnikiem był fakt nierentowności przejazdów. Jak możemy dowiedzieć się z filmiku zamieszczonego przez Jerzego Owsiaka – jednego z organizatorów wydarzenia – Przewozy Regionalne na przewozie uczestników festiwalu powinny zarobić 7 mln zł. By otrzymać taką kwotę, trzeba by założyć, że wszyscy uczestnicy przybyliby koleją, zakupili bilety, tabor nie miałby żadnych zniszczeń, a przewoźnik nie ponosił żadnych kosztów organizując transport.
Rzeczywistość jest jednak inna.
Z racji tego, że MusicREGIO jest ofertą komercyjną, a więc nie ujętą umowami PSC (umowy na realizację przewozów publicznego transportu zbiorowego zawierane przez spółki z urzędami marszałkowskimi), przewoźnik nie otrzyma dotacji na wypuszczenie danego taboru, musi opłacić pełne koszty dostępu do infrastruktury torowej, dworcowej, energii elektrycznej etc. Nie wszyscy użytkownicy taboru są jego pasażerami (jazda na gapę), a zniszczenia i straty w taborze bywają znaczące. Wszystko to powoduje, że tabor po przewiezieniu uczestników festiwalu trafia do zakładów naprawczych. Z informacji jakie pozyskał portal, zeszłoroczna edycja przyniosła 1 mln zł strat dla spółki, po zestawieniu dochodu ze sprzedaży biletów i kosztów poniesionych przy jego odprawieniu i dostosowaniu do dalszego wykorzystania. Szacunki podawane przez niektóre źródła są mocno przesadzone, bowiem zgodnie z informacjami uzyskanymi od przewoźnika, z oferty MusicREGIO skorzystało niecałe 48 tys. pasażerów, a nie około 80 tys.
A jak to jest z kibicami?
W komentarzach pod wieloma postami w mediach społecznościowych można przeczytać opinie, jakoby przewóz kibiców powodował większe zniszczenia i problemy dla przewoźników w naszym kraju. Należy wziąć pod uwagę, że przeważnie przejazdy kibiców na mecze w zwiększonych ilościach, organizowane są na podstawie umów o komercyjnym przejeździe, zawieranych pomiędzy przewoźnikami, a stowarzyszeniami kibicowskimi. Różnica polega na tym, że za za zniszczenia spowodowane podczas przejazdu odpowiada dane stowarzyszenie, a więc w jego interesie jest również zapanowanie nad rozemocjonowanymi kibicami. Wtedy to stowarzyszenie płaci za dostarczenie składu na odpowiednią liczbę osób. Ustalana jest trasa przejazdu i rozkład jazdy. Przewoźnika nie interesuje ile osób przemieszcza się w danym składzie, o ile zapewnione jest bezpieczeństwo i nie jest przekroczona liczba podróżnych wynikająca z przepisów bezpieczeństwa.
Organizatorzy Pol’and’Rock mogliby wziąć przykład z innych.
Organizując wydarzenie na tak dużą skalę, organizator powinien zadbać o bezpieczeństwo nie tylko na terenie samego wydarzenia, lecz pomyśleć o całym łańcuchu logistycznym, w tym o transporcie osób. W momencie, gdy żaden z przewoźników nie jest zainteresowany przejęciem tak dochodowych, wg. Pana Jerzego Owsiaka, tras, może to oznaczać, że rzeczywistość jest zgoła inna niż ją przedstawia. W takiej sytuacji organizator powinien stanąć na wysokości zadania i zamiast szukać winnych, wziąć przykład, podjąć odpowiedzialną decyzję i „przejąć” organizację przejazdu, poprzez podpisanie umowy z którymś z przewoźników kolejowych, bądź nawet z kilkoma, na różne trasy. Co więcej, informacje o harmonogramie konstruowania rozkładu jazdy są powszechne, zatem organizator imprezy chcący zapewnić bezpieczeństwo dojazdu i odwozu jego uczestników, powinien zwrócić się do przewoźników już pod koniec ubiegłego roku.
Przepis na sukces?
Zamiast zaogniać sytuację, jak robią to organizatorzy festiwalu powinni oni zwrócić uwagę na to, po czyjej stronie leży zapewnienie dojazdu uczestników i usiąść do rozmów nad możliwością wzięcia na siebie części odpowiedzialności , a nie sugerować, że uruchamianie komercyjnych połączeń jest obowiązkiem przewoźników kolejowych. Jeżeli da się zarobić na sprzedaży biletów, to można zarobić też na przewozie uczestników. Organizator mógłby zapewnić służbę porządkową w każdym składzie, które będą czuwać nad bezpieczeństwem podróżnych oraz nad tym, by składy pozostały po całym wydarzeniu w stanie nienaruszonym.. Takie rozwiązanie wydaje się być najbardziej optymalne i niwelujące niektóre ryzyka, z jakimi przewoźnik kolejowy pozostaje sam. Inną kwestią pozostają dostępność taboru i koszty takich połączeń, których pokrycie wyłącznie przez jeden podmiot (w tym przypadku przewoźnika) zdaje się niemożliwe.