Strona główna » Opinie » Komentarze » O podatku transportowym niepoważnie

O podatku transportowym niepoważnie…

„Rzeczpospolita” z 3 kwietnia 2012 r. w tekście Jarosława Kałuckiego PRZEDSIĘBIORCY ZAPŁACĄ ZA TRAMWAJ (str. A4) informuje o przygotowywaniu nowego lokalnego podatku dla firm, które „mają się dołożyć” do transportu miejskiego. Dziennikarz odwołuje się do ogólnych informacji, uzyskanych od znanego eksperta w zakresie prawnych, ekonomicznych i technicznych aspektów transportu kolejowego, lotniczego oraz drogowego, który – zastrzegając, że nie może zdradzić żadnych szczegółów – informuje, iż rząd wie, że koszty transportu zbiorowego rosną, co wynika nie tylko z wzrostu cen paliw, lecz także z wymiany taboru i integracji systemów. Niepokoiliśmy się trochę, że rząd może nie wie, że ceny rosną, lecz znany ekspert w zakresie prawnych, ekonomicznych i technicznych aspektów etc. nas tu po spotkaniu „w wąskim gronie najważniejszych  decydentów” uspokoił.

Interesująca jest również kolejna informacja pochodząca od ww. znanego eksperta, iż projekt przepisów powstanie późną jesienią. W zasadzie jesteśmy skłonni się zgodzić, że jest to lepsza pora na powstawanie przepisów, niż przedwiośnie, i oczekujemy na bliższe sprecyzowanie daty (w tym roku ?). A bardziej serio….podobno projekt odwoła się do doświadczeń francuskich. Oni opierają się na założeniu, że pracodawca powinien uczestniczyć w finansowaniu podróży swoich pracowników.

Pomysł ten pojawił się też przed kilku laty w trakcie prac nad projektem  ustawy o publicznym transporcie zbiorowym, prowadzonych w Urzędzie Transportu Kolejowego. Zdaje się, że ponieważ transport zbiorowy w miastach z definicji jest deficytowy, warto rozważyć rozłożenie kosztów także na pośrednich beneficjentów funkcjonowania tej sieci. Oczywiście należy pamiętać – i w resorcie finansów niewątpliwie o tym pamiętają – że gospodarka reaguje jak żywy organizm. Człowiek łaskotany w piętę kichnie i poruszy nosem. Podobnie w gospodarce – impuls przyłożony do punktu A wywoła skutki w punkcie B. Na przykład – wprowadzenie podatku transportowego w aglomeracji dysponującej systemem transportu zbiorowego obniży konkurencyjność działających w niej przedsiębiorstw. Może będzie to nieznaczne obniżenie, ale pojawić się musi, bo konkurenci ze wsi tego kosztu nie zaznają. Jeśli podatek ma być nieznaczny, nieodczuwalny – ot, choćby taki, jak podatek od posiadania psów – to okaże się, nie warta skórka wyprawki, bo koszty poboru pożrą znaczną część przychodów (tak zżera się sam psi podatek). Wprowadzenie nowego podatku obniży też przychody z innych danin, pozostaje tylko pytanie – o ile… Jeśli pobieranie takiego podatku miałoby służyć wyłącznie transportowi publicznemu, przychody z tej daniny powinny być wyodrębnione z budżetów komunalnych. To też kosztuje. Wyodrębnienie utrudnia też zarządzanie środkami publicznymi. Może się zdarzyć, że na rachunku podatku transportowego będzie leżeć góra pieniędzy, ale bez zmian w prawie nie da się jej uszczknąć na inne, ważne cele. Tak to z wyodrębnionymi rachunkami i funduszami bywa – nieraz trzeba się ubiegać daleko o zgodę na zmianę  przeznaczenia. Co więcej, wielkość i podstawa podatku transportowego trudniejsza jest do ustalenia, niż podatek od psów.

Nikt bowiem nie proponował różnicowania jamników i wilków. Liczy się więc jednostkowo – od psiego ogona. Z podatkiem transportowym nie będzie tak prosto. Czy ma być procentem od funduszu płac ? Wówczas więcej odprowadzi się od tych, którzy – zarabiając więcej – najpewniej mniej korzystają z komunikacji publicznej ! I drogowcy wyciągną też łapę słusznie argumentując, że im się też należy udział w  tym przychodzie, bowiem zamożniejsi SUWami sponiewierali nawierzchnie ulic. Ale stała kwota od pracownika też będzie kwestionowana. Bo pojawia się pytanie –  co ze zleceniami i umowami o dzieło ? A jeśli człowiek pracuje w domu i nie przyjeżdża do zakładu, też ma płacić ?

Czy nie uwzględnimy odległości od miejsca pracy ? Dlaczego nauczyciel, mieszkający w budynku swej szkoły, ma płacić ten podatek, a łodzianin, co dzień przyjeżdżający do Warszawy do pracy, nie ? To tylko niektóre tematy dyskusji, jaką może wzbudzić ta koncepcja… Dlatego wiadomości przekazane przez ww. eksperta pobudziły nas do myślenia. Chyba jesteśmy zwolennikami stosowania prostych, łatwych do naprawy i stosowania narzędzi. Takimi prostymi narzędziami są podatki powszechne i proste, najlepiej o ujednoliconej stopie, bez ulg i wyjątków ponad miarę. Miejmy nadzieję, że za zasłoną, którą nieznacznie uchylił dziennikarzowi Rzepy znany i wszechstronny ekspert, taki pogląd zostanie też poważnie wzięty pod uwagę…. A politycy niech biorą odpowiedzialność za optymalizację podziału jednolitego budżetu.

Uznajmy, że kilka łatwych do opisania danin służy sfinansowaniu wszystkich funkcji publicznych. Bo inaczej – za podatkiem transportowym pójdą inne. Jest w dużym mieście opera ? Płaćmy podatek operowy. Potem muzealny. Szkolny i przedszkolny. Nie masz dzieci ? Ale ma sąsiad. Więc płać na wszelki wypadek, może któreś jest twoje…

 

 

inż. Piotr A. Zwrotniczy{jcomments on}

Podobne artykuły